Zespół Szkół Ogólnokształcących
w Strzelinie
Liceum Ogólnokształcące im Marii Skłodowskiej-Curie
Trzeba mieć wytrwałość i wiarę w siebie. Trzeba wierzyć, że człowiek jest do czegoś zdolny i osiągnąć to za wszelką cenę.

Maria Skłodowska-Curie
© Bartosz Kudła  2012-2024

Czekamy na Wasze historie :)

Moje wspomnienia
Wychowawczynią klasy Ia- VIII a w latach 1960- 1968 była Pani Maria Galiczyńska.
Wspaniała pedagog i wspaniały człowiek.
Potrafiła dotrzeć do każdego ucznia i wspomagać nas w kłopotach na miarę dziecięcego wieku.
Nauczyła mnie funkcjonowania w grupie rówieśniczej, pośród różnych dzieci z różnych środowisk.
Po prostu nas kochała, kochała swoją pracę.
  Pani Galiczyńska Maria jest moim najmilszym wspomnieniem ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Strzelinie
🙂  Serdecznie  pozdrawiam   Bogusław Szymkowski🙂🙂🙂


Nie ja wybrałam zawód, to zawód wybrał mnie.
Przyjechałam do Strzelina z centralnej Polski. (Nowa Dęba pod Tarnobrzegiem), miałam 13 lat. Do szkoły podstawowej przy ulicy Ząbkowickiej zapisano mnie do klasy piątej bo miałem świadectwo z klasy czwartej. Mieszkaliśmy przy ulicy Brzegowej i dlatego do szkoły szłam przez cały Strzelin. Moją wychowawczynią była pani Maria Gasparska, ona też uczyła mnie matematyki. Uczyłam się średnio. Była to moja trzecia szkoła. Wszystkie szkoły były ciekawe i lubiłam je. Miałam dwie  wspaniałe  koleżanki. Beatę Klein I Danusię  Zatorską z którymi wracałam ze mną ze szkoły urozmaicając sobie długą drogę ciekawymi zabawami. Ze szkoły pamiętam panią Marię Bielawską., która uczyła mnie języka polskiego, była wspaniałą polonistką i  bardzo wymagającą. Religii uczył mnie ksiądz. Paweł Szuflad. Moja wychowawczyni na lekcjach wychowawczych radziła nam, co dalej robić po skończeniu szkoły. Mnie poradziła, bym została przedszkolanką. Po ukończeniu szkoły zdawałam egzamin we Wrocławiu do liceum dla przedszkolanek. Zdałam i zostałam przyjęta. Dojeżdżałam ze Strzelina do Wrocławia pociągiem. Od świtu do późnych godzin popołudniowych byłam poza domem. Niestety musiałam zrezygnować ze szkoły przyczyn niezależnych ode mnie . Przypadkiem znalazłam się zakładzie fryzjerstwa męskiego w którym pracowało 4 mężczyzn. Trafiłam do pana szkoły warszawskiej, pozostali byli lwowskiej. Wręczono mi miotłę i tak się zaczęło moje praktykowanie. W latach pięćdziesiątych po wojnie małe miasta potrzebowały pracowników wyuczonych, dlatego stanęłam za pół roku przy fotelu. I tak zawód wybrał mnie. Uczył mnie bardzo dobry  człowiek i wspaniały fachowiec. Ponieważ byłam pierwszą fryzjerką męską lat 16. Dzieci Wołały za mną golibroda. Co mnie bardzo stresowało ale jak trafili na mój fotel to straszyłam że o ostrzygę ich na goło i się skończyło. A jak wyrośli, to chcieli tylko u mnie się strzyc . Tak minęło 15 lat w zakładzie przy ul. Kościuszki w  Pracy było dużo a zarobki kiepskie bo trzeba było odprowadzić haracz do spółdzielni.  Potem przyszły czasy, że brakowało klientów z powodu mody na długie włosy i wiele osób zaczęło strzyc się w domu. Tak było i jest do obecnych czasów. Raz był zarobek a raz nie było na chleb. Następnie pracowałam przy ulicy Wolności  od 2013 r .Na początku tych 70 lat brałam udział parę razy w  konkursach fryzjerskich. Mam dyplom czeladniczy i mistrzowski. Nauczyłam zawodu sześcioro uczniów. Niestety nie pracują w zawodzie. Tak  przepracowałam w sumie 70 lat w zawodzie. Muszę przyznać z  perspektywy czasu że pogodziłam się z tym, że zawód wybrał mnie, a nie ja jego . Mam dobre wrażenie, że spotkało mnie uznanie ze strony moich klientów za dobre wykonywania pracy co wiązało się z miłym traktowaniem  mnie przez klientów i współpracowników. Fryzjerstwo to zawód w którym  ma się do czynienia z przekrojem całego społeczeństwa. Ta sytuacja zmobilizowała mnie do uzupełnienia. wykształcenia i zrobienia matury w wieczorowym liceum. To bardzo pomogło mi w kontaktach klientami. Podsumowując swoje życie to napracowałam się nieraz bardzo ciężko ale nie dorobiłam się zbyt wiele. Na koniec uważam, że mimo wszystko spełniłam się w tym zawodzie dobrze